8 listopada 2014

Jeanne d'Arc

Drogi Davidzie Luizie Moreira Marinho,

Piszę do Pana ten list, bo choć nie powinnam – czuję się zobowiązana do opowiedzenia Panu  wszystkiego, co się wydarzyło.
Przyjechał Pan tutaj z Paryża, a ja zatrzasnęłam Panu drzwi przed nosem. Musi Pan jednak zrozumieć, że niełatwo patrzy się w oczy kogoś, kto zabrał mi córkę. Bo Mila przyjechawszy do Pragi, nie była już tą dziewczyną, którą żegnałam na lotnisku ze łzami w oczach. Złamał ją Pan, a ona nie dała rady się pozbierać. Podejrzewam, że o zaistniałej sytuacji dowiedział się Pan od niejakiego Auriela Momarte – Mila często wspominała, że był jej jedynym przyjacielem w Paryżu. Gdyby nie on, zapewne żyłby Pan w błogiej nieświadomości. Wszem i wobec chciałam Panu nakreślić to, co działo się tutaj, gdy Pan jeszcze o niczym nie wiedział.
Mila przyleciała do Pragi bez żadnego bagażu, trzymając jedynie w ręce torebkę. Cierpiała, ale przez długi czas nie chciała powiedzieć dlaczego zdecydowała się na wyjazd. O Panu nie wspominała w ogóle. Dlatego, gdy pewnego środowego popołudnia stanęła w drzwiach kuchni zapłakana, ściskając z całych sił mały, biały patyk – nie wiedziałam, jak się zachować. Sama podjęła decyzję, co zrobi. Nie prosiła o pieniądze, nie mówiła też, co zamierza. Gdy bagaże dotarły do naszego domu – jej już nie było. Zadzwoniła z Berlina, że jest cała i zdrowa i byśmy na razie dali jej spokój. Chciała przeżyć tę tragedię sama. Posłuchaliśmy jej, zupełnie nieświadomi, jaką krzywdę sobie wyrządza.
Dlatego, gdy stanął Pan w progu, pierwsza myśl, jaka mi się nasunęła, to zaserwowanie Panu siarczystego policzka. Proszę mi wybaczyć, ale Pana tłumaczenie na temat wielkiego błędu i ogromnej miłości, jaką dalej ją Pan darzy i że chce Pan do niej wrócić, wywołało u mnie tylko jedną reakcję. Proszę mi wybaczyć również to, że nie mogę spojrzeć Panu w oczy. I to, że obwiniam Pana za zabranie mi córki. To co po niej zostało, nie było nawet wrakiem – było stertą kości i mięśni, zupełnie bez duszy i uczuć. Wypompował Pan z niej wszelką radość, szczęście, chęć do życia. Teraz nawet nie wiem gdzie przebywa. A nawet gdybym wiedziała – nigdy bym Panu nie powiedziała. Wyrządził Pan ogromną krzywdę nie tylko jej, ale i sobie. Stracił ją Pan bezpowrotnie. My, jej rodzice, rodzina, przyjaciele – również. To do czego została zmuszona, wytrąciło jej z rąk ostatnie resztki nadziei na lepsze jutro. Gdy zadzwoniła z Monachium jedyne co powiedziała, to że nie mogła znieść myśli, że jej dziecko będzie wychowywane bez ojca. I że nie jest na to gotowa. Na pewno nie sama. Zdecydowała się na radykalny krok. I to ją zabiło. Zabiło też Pana. I Wasze nienarodzone dziecko.
Jeśli kiedyś, w przyszłości będzie miał Pan zamiar kogoś winić, za to co się stało – ma Pan możliwość winienia tylko i wyłącznie siebie. Bo, gdy deklaruje się miłość trzeba być poważnym w swoich działaniach. Pańskie uczucie odebrało mi Milę. I tego nigdy nie zapomnę, nawet jeśli jej uda się jakoś wyjść na prostą.
Życzę Panu udanego życia i samych sukcesów w karierze zawodowej. Życzę również, by nigdy nie doświadczył Pan takiej krzywdy, jaka spotkała moją ukochaną córkę.
Nie liczę na odpowiedź i nie chcę jej.

Z wyrazami szacunku,
Pavla Dobravkowa,
 matka Mili Dobravkowej